piątek, 23 stycznia 2015

Nowy blog

   Nie wiem czy ktoś to jeszcze zagląda, ale warto spróbować :)
Chcę Was zaprosić do odwiedzania mojego nowego bloga
Extremely Common
Może nie jest to FF, ale być może przypadłoby Wam to do gustu :)
Miło byłoby wiedzieć, że ktoś kto był moim czytelnikiem,
 czyta też mój następny blog.
Kocham Was :)
 

niedziela, 11 stycznia 2015

Statystyki bloga

End of the World

Dzień założenia bloga- 04.05.2014r. /Niedziela/
Dzień zakończenia bloga- 11.01.2015r. /Niedziela/
Liczba dni trwania bloga- 253
Liczba godzin poświęconych na pisanie- bardzo dużo :)
Liczba wyświetleń w maju- 1974
Liczba wyświetleń w czerwcu- 2207
Liczba wyświetleń w lipcu- 1375
Liczba wyświetleń w sierpniu- 949
Liczba wyświetleń we wrześniu- 405
Liczba wyświetleń w październiku- 568
Liczba wyświetleń w listopadzie- 269
Liczba wyświetleń w grudniu- 356
Liczba wyświetleń w styczniu /do 11/- 158
Łączna liczba wyświetleń /spisywane o 17:41/- 8261
Łączna liczba komentarzy- 98
Łączna liczba postów /razem z tym/- 43
Liczba obserwatorów- 2

Mimo, że było Was tak mało uwielbiałam dla Was pisać :)
Mam do Was pytanie,
Jakie powinno być moje następne opowiadanie?
Kocham Was.

EPILOG

Bo każdy dom ma coś w sobie wyjątkowego

    Wszyscy przyjaciele zebrali się w tym dniu pełnym smutku i żalu w miejscu cichym oraz wywołującym wspomnienia.
   -To już pięć lat- westchnęła pani Malik. Jej mąż przytulił ją na pocieszenie.
   -Nic nie dzieje się przez przypadek- państwo Tomlinson starali się podnieść resztę na duchu.
   -Brakuje mi ich- powiedziała najmłodsza z Wchiliem'ów.
   -Nie chcieliby żebyśmy tak żyli przez ich stratę- stwierdziła Melanie trzymając za rękę siostrzyczkę. Mimo swojego młodego wieku dziesięciolatka jest bardzo mądra.
   -Masz racje skarbie- poparła ją mama.
   Państwo Malik, Tomlinson, Payne, Styles, Horan i Rungros wraz ze swoimi pociechami i najmłodszą Wchiliem patrzyli się jeszcze przez chwilę na napisy na jednym, wielkim nagrobku.

 RODZEŃSTWO WCHILIEM: 
OSCAR 25 L.
SUSANNE 24 L.
JEFRAY I VICTOR 23 L. 
WIEDLIŚCIE WSPANIAŁE ŻYCIE NA ZIEMI,
 ABYŚCIE PROWADZILI TAKIE PO ŚMIERCI.
Kochająca rodzina i przyjaciele

 W końcu postanowili wrócić do swoich domów i cieszyć się życiem.

  Dom państwa Tomlinsonów zawsze jest miejscem pełnym energii. Głowa rodziny wraca zawsze z pracy jak najszybciej żeby spędzić czas ze swoją ukochaną żoną i trójką pociech; synem Andy'm i córeczkami Emily oraz Maggie. Magia miłości, radości i energii w tym domu nigdy nie zgaśnie.

   Państwo Rungros i Horan pozostali w domu, w którym mieszkali odkąd pamiętają. Jest on duży, ale nie brakuje pomieszczenia, w którym nie wisiałyby piękne obrazy córki Timothy'ego i Samanthy, Justine. W jej ślady idzie jej brat Felix. Dwójka rodzeństwa świetnie dogaduje się ze swoim współlokatorem Aaron'em oraz jego rodzicami. Dom wypełnia aura sztuki, przyjaźni i zgody, która trwać będzie wiecznie.

   Pani Payne codziennie rano chodzi zabiegana żeby przygotować męża, dzieci i siebie do wyjścia. Nie może do niej dotrzeć, że potrafią zrobić to sami. Trojaczki, Christina, James i Lucas codziennie śmieją się z lekkiej nieporadności rodzicielki, natomiast ich ojciec jest tym zauroczony. Uwielbia troskę swojej żony. Sam jest w stanie dzwonić do niej co kilka minut, aby upewnić się, że wszystko jest dobrze. Ich skromny dom zaraża troską, szczęściem i nieporadnością pani Lottie. 

   Mała Sophie Styles ciągle zachwyca się swoim młodszym braciszkiem David'em, który rok temu przyszedł na świat. Pani Tasha jest trochę nadąsana przez to, że żadne z jej dzieci nie jest do niej podobne. Pan Styles jest tym faktem zachwycony, ale robi wszystko żeby podnieść na duchu małżonkę. Niedawno głowa rodziny dowiedziała się, że po raz trzeci zostanie ojcem. Ich dom jest pełen niespodzianek, żartów i zabaw.

   Melanie jest wzorową uczennicą, a jej pięcioletnia siostrzyczka jest jej oczkiem w głowie. Państwo Malik jest szczęśliwe, że Rebecka zaszła znów w ciążę i urodziła małą Rebel. Są dumni ze swoich pociech. Mel jest wirtuozem i nie ma dna żeby nie grała dla rodziny oraz śpiewała. Ten dom jest przepełniony dumą, ale nie pychą, towarzyszy muzyczna atmosfera. Co tydzień zbierają tu się  rodziny przyjaciół i budynek jest przepełniony wszystkimi pozytywnymi emocjami, które towarzyszą w każdym domu.


 
 
No cóż, nie wiem co mam napisać.
Jestem Wam ogromnie wdzięczna, że wytrzymaliście tyle ze mną.
Mimo wszystkich przeciwności dokończyłam tą historię.
Na niektóre rozdziały pomysły dawała mi wyjątkowa osoba,
tak jak i Wasze komentarze.
Liczę, że zostaniecie ze mną przy nowym opowiadaniu,
które będzie moim zdaniem 'doroślejsze'.
Niedługo pojawią się informacje typowe na zakończenie bloga.
Kocham Was, Xenia.
 

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 37: Jak w ogóle śmiesz o to pytać

   #Zayn

   -Tatusiu kiedy pojedziemy do mamy?- Melanie usiadła na moich kolanach.
   -Niedługo się z nią zobaczymy- powiedziałem i ucałowałem dziewczynkę w czoło. Miałem wielką nadzieję, że to co powiedziałem będzie prawdą.
   -Wiesz już coś o Black?- Tasha usiadła obok mnie.
   -Niestety nic- westchnąłem.
   Siedzieliśmy w trójkę w salonie i rozmawialiśmy, dopóki nie przerwał nam telefon. Drug poszła odebrać, a kiedy rozmawiała do salonu dotarła reszta naszej paczki.
   -Poczekaj, wezmę na głośno mówiący- powiedziała do telefonu i tak też zrobiła.
   -Witajcie kochani- usłyszeliśmy głos Rebecki.
   -Rebecka?- nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
   -Mamusiaaa!- zapiszczała Melanie. W telefonie usłyszeliśmy słaby chichot mojej dziewczyny.
   -Cześć kochanie- powiedziała.- Tak dawno was nie widziałam i nie słyszałam- westchnęła.
   -Dlaczego nie możemy cię odwiedzać?- zapytał Tim.
   -Sama nie wiem, ale mam dla was niespodziankę- odpowiedziała, a ja w głębi duszy czułem, że się uśmiecha.
   -No mów, bo nie wytrzymamy- wtrąciła Snow, tuląca się do Louis'a. Mam nadzieję, że niedługo Black będzie tulić się tak do mnie.
   -Właściwie to jest taka propozycja- droczyła się z nami.
   -No Black!- Niall westchnął. Dziewczyna się zaśmiała.
   -Przyszlibyście jutro do mnie?- zapytała w końcu.
   -Rany, kochanie ty się jeszcze pytasz?!- powiedziałem zadowolony.
   -Pewnie, że przyjdziemy!

#Izzy

   -Victor kiedy wrócisz do domu?- zapytałam go.
   -Aktualnie jadę samochodem, będę za jakieś piętnaście minut- odpowiedział.
   -Pośpiesz się, mam wam do powiedzenia coś ważnego- dodałam i rozłączyłam się.
   -I jak? Kiedy będzie?- zapytał Oscar, najstarszy z nas.
   -Za piętnaście minut powinien być- odpowiedziałam i schowałam telefon do tylnej kieszeni dżinsów.
   -O ranyy ja tyle nie wytrzymam!- westchnęła Susanne i rzuciła się na łóżko. Mimo jej wieku mam wrażenie, że jest z nas najmłodsza i najbardziej dziecinna.
   -Gdzie są rodzice?- zapytałam Jefray'a.
   -W cukierni- odpowiedział. Usiadłam obok niego i w ciszy czekaliśmy na powrót Victora.
   Oscar jest z nas najstarszy i ma 23 lata. Jest rok młodszy od Rebecki. Następnie jest Susanne, ma 22 lata. dwudziestojednoletnie bliźniaki, Jefray i Victor. Na samym końcu jestem ja, dwudziestoletnia Izzy. Z tego co zauważyłam, to u nas rodzinne jest uwielbienie do dziwnych kolorów włosów. Ja mam różowe, Susanne ogniste, Jefray zielone, Victor czerwone, a Oscar ma niebieskie. Zwariowana rodzinka.
   -Wróciłem!- z korytarza dobiegł krzyk naszego brata.
   -Siadaj- powiedział Jef.
   -Cóż za miłe powitanie- mruknął czerwonowłosy i usiadł pomiędzy Susanne i Oscar'em.
   -Więc co to za ważna sprawa?- zwrócił się do mnie Os.
   -Chodzi o Rebeckę, moją pacjentkę- powiedziałam.
   -Nie chodzimy na medycynę, nie pomożemy ci- zaśmiała się lekko Sus.
   -Nie, źle mnie zrozumieliście- pokręciłam głową.- Dziś poznałam ją trochę bliżej i...- zacięłam się. Jak ja mam im powiedzieć, że jest naszą siostrą? Poza tym i tak nie uwierzyliby najmłodszej.
   -Izzy wysłów się wreszcie!- skarcił mnie Victor.
   -Ona jest naszą siostrą- wydusiłam to z siebie.
   -Robisz sobie z nas żarty?- zaśmiał się Jef.
   -Najpierw wysłuchajcie to czego się dowiedziałam...

***

   -Dzieci! Wróciliśmy!- usłyszeliśmy. Moje rodzeństwo uwierzyło w historię Rebecki. Chcą ją dziś wieczorem odwiedzić.
   -Cześć- do salonu weszli nasi uśmiechnięci rodzice.
   -Wiemy o Rebece- Oscar jak zwykle nie owijał w bawełnę.
   -Co? O czym wy mówicie?- mama przybrała zdziwiony wyraz twarzy. Oboje z ojcem pozbyli się płaszczy, szalików i zimowych butów.
   -Nie udawajcie- powiedziałam.
   -Dobrze- westchnął tata. Usiedli razem na wolnej sofie.- Gdzie ją poznaliście?
   -Przez was leży w szpitalu, w którym Izzy jest stażystką- odpowiedziała Susanne.
   -Źle powiedziałaś, przez nich straciła dziecko- zwróciłam się do niej.
   -Tak to prawda, ale my tylko chcieliśmy z nią porozmawiać- westchnęła rodzicielka.
   -Czemu nie zgłosiliście zaginięcia dziecka na policję kiedy zaginęła Rebecka?- zapytał Jefray.
   -Dlaczego rok później postanowiliście mieć dziecko skoro wcześniej nie byliście gotowi?
   -A do tego później więcej dzieci?- rodzice nie mogli wytrzymać presji.
   -Rebecka jest naszym najstarszym dzieckiem, to prawda. Prawdą też jest to, że w skutek stresu wywołanego przez nasze spotkania poroniła- prychnęłam na ich wyjaśnienie. Pominęli to mimo uszu i ciągnęli dalej. -Ale to, że miała trudną operację na kolano nie jest naszą winą.
   -A kogo?- zapytałam.
   -Tylko i wyłącznie jej- powiedział ojciec.
   -Nie rozśmieszajcie mnie- prychnął Oscar.
   -Gdyby nie była taką niewdzięcznicą to wiodłoby jej się dobrze- powiedziała ostro matka.
   -Ona? Niewdzięcznicą?- uniosłam brew do góry.
   -Jest morderczynią, gangsterką i wiele innych okrucieństw się dokonała- dodał ojciec.
   -Gdybyście jej nie zostawili to by taka nie była- warknął Victor.
   -Niewdzięczne bachory- wybuchnęła rodzicielka, a wraz z nią ojciec.
   -My?! Niewdzięczne bachory?- Jefray ich zacytował wściekły.
   -Tak, wy- warknął ojciec.
   -Jesteśmy o wiele lepsi od was!- krzyknęła Susanne.
   -Dokładnie, nie zostawiamy ludzi w potrzebie- dodałam.
   -Będziecie tego żałować- wycedziła mama i razem z ojcem wyszli z domu.
   -Myślicie, że mówili na serio?- zapytał Os.
   -Teraz możemy spodziewać się wszystkiego- westchnęła Sus.

   #Rebecka

   Dziś 23 czerwiec. Moje 24 urodziny. Od rana słychać krzątanie się przyjaciół na parterze. Cieszą się bardziej ode mnie, co raczej do normalnych rzeczy nie należy.
   Przez ostatni rok wydarzyło się bardzo dużo. Moja ciąża, poznanie rodziców, poronienie, operacja kolana, poznanie rodzeństwa. Trudno uwierzyć, że to wszystko przetrwaliśmy. Ale mając taką rodzinę i przyjaciół można wszystko. Izzy, Jefray, Oscar, Victor i Susanne są rodzeństwem o jakim zawsze marzyłam.
   -Dzień dobry kochanie- powiedział Zayn zachrypniętym głosem, podparł się na łokciach i pocałował mnie w policzek.
   -Hej- odpowiedziałam czule.
   -Wszystkiego najlepszego- uśmiechnął się i mnie pocałował. Oddałam pieszczotę, a następnie wtuliłam się w niego.
   -Myślisz, że ci na dole się nie pozabijają?- zapytałam zerkając na niego.
   -Sądzę, że jeśli zdążymy się tam pojawić w przeciągu pół godziny wszyscy będą cali- uśmiechnął się.- Dzwoniłaś do Victora?
   -Tak, będą o osiemnastej- odpowiedziałam.- Wciąż nie wiem po co wam to przyjęcie, do tej pory obchodziliśmy się bez niego- usiadłam na łóżku, puszczając Zayn'a.
   -Dowiesz się wieczorem- cmoknął mnie szybko i poszedł do łazienki. Westchnęłam zrezygnowana, wiedząc, że nic z niego teraz nie wyciągnę.
   Po porannych przygotowaniach, które były krótsze niż zwykle z obawy o przyjaciół, zbiegłam z moim ukochanym na parter.
   -Rany boskie!- krzyknęłam. Ja i Zayn staliśmy jak dwa słupy. Wszyscy słysząc mój krzyk zastygnęli w miejscu. Tylko Niall do mnie podszedł.
   -To się posprząta- powiedział uśmiechnięty. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową z dezaprobatą.
   Po chwili już wszyscy zabraliśmy się do pracy.

***

   W salonie siedzieli już wszyscy. Moje rodzeństwo przyjechało niecałą godzinę temu i teraz wszyscy świetnie się bawimy. Niestety, a może stety nasi rodzice wyjechali nie zostawiając po sobie śladu. Tym razem nie miałam im tego za złe. Szczerze, bardzo się cieszę, że zniknęli z mojego życia.
   -Kochani proszę o uwagę- Zayn wstał.- Skarbie chciałbym żebyś do mnie podeszła- zwrócił się do mnie. Lekko zdziwiona podeszłam do niego i oboje stanęliśmy w miejscu gdzie każdy nas widział.
   -Przeżyliśmy wiele wspaniałych chwil- zaczął patrząc mi w oczy.- Nasza znajomość nie zaczęła się wspaniale, oboje się nienawidziliśmy. Nawzajem uprzykrzaliśmy sobie życie, aż do tego dnia kiedy wyznałem co tak na prawdę do ciebie czuję. Znajomość może nie jak z bajki, ale dla mnie to ty jesteś moją księżniczką- uklęknął przede mną, a ja zrozumiałam już do czego zmierzał.- Rebecko Wchiliem, czy zaszczycisz mnie swoją obecnością u mojego boku do końca naszych dni?- zapytał i spojrzał na mnie z nadzieją.
   -Jak w ogóle śmiesz o to pytać- starałam się zachować powagę. Mina chłopaka zrzedła, a większość naszego towarzystwa wstrzymała powietrze.- Myślałam, że to już jest oczywiste- uśmiechnęłam się.
   -Więc zostaniesz moją żoną?- zapytał wyraźnie ożywiony.
   -Oczywiście!- powiedziałam powstrzymując łzy. Chłopak założył pierścionek na mój palec i zadowolony wstał całując mnie namiętnie. W pomieszczeniu rozległy się oklaski i krzyki radości.
   -Kocham cię- szepnęłam, patrząc w oczy swojemu narzeczonemu.
   -Ja ciebie bardziej- odpowiedział i znów namiętnie mnie pocałował.

_____________________________________________________________

A więc to taki jest początek końca :) 
Zgadza się, to jest najprawdopodobniej ostatni rozdział tego opowiadania ;> Został tylko Epilog, którego zaczynam pisać od zaraz. Uprzedzam, że po Epilogu pojawi się również niespodzianka :D 
Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :)
 Moje następne opowiadanie nie będzie fanfiction, ale coś typu zagadkowych historii. Pewnie po tym stwierdzonym fakcie opuścicie mnie, bo z doświadczenia wiem, że mało osób lubi tą tematykę. 
Kocham Was :*

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 36: To przez rodziców

   #Rebecka

   Z wielkim bólem przekręciłam się na prawy bok. Ten sam widok, który widzę od prawie dwóch tygodni. Przez okno wpadały stłumione przez chmury promienie słoneczne. Powoli wstałam ciągle trzymając się za brzuch. Stopami dotknęłam zimnej podłogi. Z dużym powodzeniem mogłabym poruszać sie po tym pomieszczeniu z zamkniętymi oczami. Z niemałym trudem usiadłam na wózku i pojechałam do toalety. Załatwiłam się, umyłam ręce, jak zwykle unikając swojego odbicia w lustrze. Jednak tym razem powinnam w końcu zobaczyć co w nim ujrzę. Niedługo zapomnę jak wyglądam. Dyskretnie spojrzałam w lustro, ale to co tam zobaczyłam nie może być mną.
   Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w swoje odbicie opuściłam łazienkę i z powrotem usiadłam na białej pościeli. Z etażerki wzięłam zdjęcie, na którym była cała nasza paczka razem z Melanie. Tęsknię za nimi. Ostatnio widzieliśmy się niecały miesiąc temu. Chcę w końcu stąd wyjść. Chcę żeby było jak dawniej. Dlaczego nikt nie może mnie odwiedzać?
   -Dzień dobry, panno Rebecko- do pomieszczenia wszedł lekarz ze stażystką.  O ile pamiętam ma na imię Izzy.
   -Cóż tym razem?- zapytałam bez żadnego przywitania, widząc kartotekę mojego leczenia.
   -Mi też miło panią widzieć- pięćdziesięcioletni mężczyzna zmrużył oczy. Wzruszyłam ramionami z niewinną miną na jego uwagę. Zauważyłam nikły uśmiech rozbawienia na twarzy różowowłosej stażystki.
   -Więc o co chodzi?- wróciłam do poprzedniego tematu.-Kiedy stąd wyjdę?
   -Pani stan szybko się regeneruje. Nie przypuszczaliśmy, że aż tak szybko. Ja mam mało czasu, ale za to nasza stażystka wszystko pani opowie- wskazał ukradkiem na ciemnooką dziewczynę. Przekazał jej moją kartotekę i wychodząc pożegnał się cichym 'Do widzenia' oraz życzeniem szybkiego powrotu do zdrowia.
   -Cześć- przywitałam się z dziewczyną.
   -Cześć- odpowiedziała z uśmiechem.- Czemu jest pani taka surowa w stosunku do dr. Reaf'a?- zapytała.
   -Nie jestem dla niego surowa. To są takie koleżeńskie porachunki, znaliśmy się już wcześniej- wyjaśniłam zgodnie z prawdą.
   -Na prawdę?- zdziwiła się i poprawiła różowe pasmo włosów opadające na jej bladą cerę.
   -Zna mnie od dziecka. Odkąd pamiętam odwiedzał mnie w tutejszym sierocińcu- dodałam.
   -Przepraszam, nie powinnam o to pytać- zmieszała się.
   -Nie ma sprawy. Mów mi Black, albo Rebecka- podałam jej dłoń.
   -Izzy, albo Pink- uścisnęła ją.- Wracając do twojej kartoteki...- otwarła ją i usiadła na krześle naprzeciwko mnie.- Tak jak dr. Reaf powiedział twój stan bardzo szybko wraca do zdrowia. Jesteśmy w stu procentach pewni, że za dwa tygodnie będziesz mogła opuścić ten szpital o własnych siłach. Noga powinna być w pełni sprawna za co najmniej dwa dni.
   -A kiedy będzie mógł mnie ktoś odwiedzić? I dlaczego nie mogą teraz?- zapytałam.
   -Tego nie wiem, ale postaram się dowiedzieć- uśmiechnęła się do mnie.
   -Dziękuję- odwzajemniłam gest.- Jesteś na prawdę fajną dziewczyną, co skłoniło cię do zostania lekarzem?
   -Tak na prawdę to ambicja moich rodziców. Jestem ich piątym dzieckiem z kolei, ale jak dotąd żadne z reszty nie spełniło marzenia naszych opiekunów- wyjaśniła.
   -Musisz ich bardzo kochać skoro jesteś w stanie poświęcić swoje marzenia dla marzeń rodziców- stwierdziłam.- Mogę wiedzieć jak się nazywają?- zapytałam.
   -Kristian i Ashley Wchiliem- powiedziała, a ja w tym momencie nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać- Coś się stało?- zmartwiła się widząc moją bladą cerę.
   -Nic takiego tylko...- zaśmiałam się rozgoryczona.- To może wydawać ci się śmieszne, albo straszne, ale moi rodzice tak samo się nazywają.
   -Nie chcę cię urazić, ale przecież jesteś z domu dziecka- powiedziała niedowierzając moim słowom.
   -To prawda, ale miesiąc temu wrócili- przełknęłam ślinę.
   -Opowiesz mi coś więcej? Musi być z tego jakieś rozsądne wyjaśnienie. Zacznijmy od początku- zgodziłam się z nią.

'   -Jest pani w ciąży- powiedział lekarz. 
   -Ale jak to?- zapytałam zdziwiona. 
   -Chyba nie muszę tego pani tłumaczyć- uśmiechnął się.
   -Przepraszam, tylko po prostu nie mogę uwierzyć- wytłumaczyłam swoje dziwne zachowanie.- Który tydzień?- zapytałam. 
   -Szósty- odpowiedział.- Proszę się starać unikać tych bliższych konfrontacji z partnerem- powiedział.- Ciąża niestety nie zapowiada się najlepiej. Tutaj ma pani wykaz rzeczy, których trzeba jak najbardziej unikać- podał mi kartkę.- Widzimy się za dwa tygodnie na kontroli. 
   Skoro szósty tydzień, to kiedy ja i Zayn ostatnio to robiliśmy musiałam już być ciąży.
   -Dziękuję, do widzenia- pożegnałam się i wyszłam z sali. Kiedy zamknęłam drzwi i odwróciłam się zobaczyłam Zayn'a. Podeszłam do niego i przytuliłam go mocno. Zrozumiał mnie bez słów.
   -Kochanie jak się czujesz?- zapytał masując moje plecy. 
   -Przeczytaj kartkę, a ja pójdę poszukać Lisy- podałam mu kartkę i ruszyłam  w głąb korytarza. 
   -Jest przy automacie z napojami!- zawołał za mną. Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu i ruszyłam w kierunku wyznaczonego miejsca. 
   Kiedy zauważyłam fioletowowłosą zawołałam ją i podeszłam szybszym krokiem. Przytuliłam się do niej. 
   -Tak jak myślałam- powiedziała i uścisnęła mnie.
   -Chodźmy już do domu, muszę wam trochę opowiedzieć o Rebel- złapałam ją za rękę.
   -Jak to o Rebel?- zapytała zdziwiona.
   -Tak, mojej córeczce- uśmiechnęłam się.   '

   -Dlatego najpierw musieliśmy cię zabrać ze szpitala na obrzeżach?- zapytała.
   -Tak, poroniłam- przyznałam.

'    To już piąty miesiąc. Nie mogę się doczekać mojej malutkiej Rebel. Właśnie idę z wizyty kontrolnej. Z małą wszystko w porządku, jak tak dalej pójdzie to urodzi się zdrowa. Wskoczyłam do domu na chwilkę po Melanie, a później razem poszłyśmy na zakupy.  
   -Cieszysz się, że będziesz miała siostrzyczkę?- zagadałam ją kiedy zaczęłam przeglądać ciuszki dla małego groszka. 
   -Baldzo- powiedziała i podeszła do mnie z wieszakiem. Zobaczyłam, że ma na niej śliczną sukienkę. 
   -Podoba ci się?- zapytałam wskazując na chabrowy materiał. Pokiwała twierdząco głową. Zabrałam od niej wieszak i przyjrzałam się sukience. Miała rękawy trzy czwarte, sięgała do kolan i od pasa w dół była rozkloszowana i z tiulu. Przypadła mi do gustu. 
   -Chodź, przymierzysz tą sukienkę- powiedziałam do dziewczynki. Melanie pobiegła szybko przede mną. 
   Kiedy ją przymierzyła nie było mowy żeby jej nie kupić. Sukieneczka idealnie na nią pasowała, a jej blond pasma włosów pięknie wyglądały na ciemnym materiale. 
   [...]
   -Zadowolona z zakupów?- zapytałam ją gdy wracałyśmy. 
   -Taak!- pisnęła. - Moja siostsycka jak sie ulodzi tes będzie- uśmiechnęła się. Jestem szczęśliwa, że Melanie się cieszy na wieść o kolejnym dziecku. 
   -Idziemy do cukierni?- zaproponowałam.- Kupimy coś słodkiego, może do kawy. 
   -Slodyce, slodyce!- zaśmiała się i podskakiwała. 
   [...]
   -Dzień dobry- powiedziałam wchodząc do nowej cukierni, niedaleko naszego domu. 
   -Dzień dobly- powiedziała uśmiechnięta Mel. 
   -O, witam w naszej cukierni. W czym mogę pomóc?- przywitała nas kobieta około czterdziestki. 
   -Poprosiłabym tamte cukierki, koleżanka mówiła, że bardzo dobre- wskazałam na jedną ze szklanych kuli z cukierkami. Snow je polecała. 
   -Rebecka?- kobieta zauważyła moją bransoletkę, a jej oczy się powiększyły.- Rebecka Wchiliem?- powtórzyła. 
   -Tak, przepraszam znamy się?- przytuliłam do siebie mocniej Melanie. 
   -Aschley Wchiliem, twoja matka- powiedziała z załzawionymi oczami. 
   -Przepraszam, ale musiała się pani pomylić. Moi rodzice zostawili mnie po urodzeniu- wyjaśniłam. 
   -Ta bransoletka- wskazała na mój nadgarstek.- Mam taką samą- pokazała swoją. Były identyczne. 
   -Być może zbieg okoliczności- wzruszyłam ramionami. Bardzo się denerwuję, czuję jak się pocę. 
   -Mamuś cjo sie dzieje?- Mel pociągnęła mnie za rękę. 
   -To twoja córka?- zapytała kobieta. 
   -Przepraszam musimy już iść- powiedziałam i kucnęłam przed Małą.- Ciocia Dolores przyjdzie po te cukierki- powiedziałam do dziewczynki. 
   -Rebacka, kochanie... Ja miałam wtedy piętnaście lat...- podeszła do mnie. Zauważyłam, że nie jestem do niej podobna. 
   -Nie mogę teraz rozmawiać, jestem z Melanie. Przyjdę jutro rano- powiedziałam i jak najszybciej wyszłam z cukierni. 
   [...]
   -Jestem Kristian, twój ojciec- przedstawił się mężczyzna. Tak, do niego jestem zdecydowanie podobna. 
   -Mnie już poznałaś- odezwała się... moja matka? Aschley?
  -Tak, poznałam- przytaknęłam.- Mnie też już znacie, a to jest mój chłopak, Zayn- przedstawiłam go. Przyszliśmy tu razem, nie chciałam być sama z kompletnie obcymi mi ludźmi, którzy twierdzą, że są moimi rodzicami.
   -Może zacznijmy od tego, że chcieliśmy cię przeprosić- zaczął pan Kristian.
   -Ja miałam piętnaście lat, a twój ojciec szesnaście- dodała pani Aschley.- Moi rodzice kazali mi podjąć się aborcji, ale my nie chcieliśmy. Twoi dziadkowie zagrozili, że jeżeli nie pozbędę się dziecka, to oni zrobią to za mnie- jedna łza poleciała po jej policzku.
   -Wtedy postanowiliśmy, że oddamy cię do adopcji- kontynuował Kristian.- Chcieliśmy uciec i odebrać cię z domu dziecka, ale nasi rodzice nas przejrzeli i kontrolowali- spuścił głowę.
   -Po narodzinach nie mogliśmy się z tobą rozstać. Obiecywaliśmy naszym rodzicom, że oddamy cię, że znajdziemy ci nowy dom, ale nie byliśmy w stanie. Pewnego dnia kiedy się obudziłam ciebie już nie było- kobieta o jasnych włosach zaczęła płakać. Pan Kristian przytulił swoją żonę.
   -Kochanie jak się czujesz?- Zayn szepnął mi na ucho i przytuliła mnie mocniej.
   -Dobrze- uśmiechnęłam się blado do niego.- Wszystko jest ze sobą spójne. Ale skąd mamy te bransoletki?- zapytałam.
   -Kiedy zobaczyliśmy cię w sali noworodków zdecydowaliśmy, że ta zwykła bransoletka z twoimi danymi jest za nudna. Kupiliśmy tą bransoletkę, ponieważ stwierdziliśmy, że będzie do ciebie pasować. Nadal masz śliczne, czarne oczy i włosy- powiedziała pani Aschley.
   -Przepraszam, ale nie daję rady- powiedziałam i wstałam trzymając się za brzuch.- Może i jesteście moimi rodzicami, ale straciliście wszystko. Nie byliście ze mną w najważniejszych chwilach mojego życia. Zobaczcie co ominęliście- wskazałam na Zayn'a, na mój brzuch i na mnie.- Może gdybyście mnie wychowywali nie byłabym taka jak teraz. Jestem morderczynią, gangsterką, nałogowcem i uczestniczę w wyścigach motocyklowych, jak i samochodowych- wyrzuciłam to z siebie. Moi... rodzice? Nie, rodzicami są ci, którzy cię wychowują. To nie oni mnie wychowali. Ci ludzie siedzieli teraz zszokowani.
   -Do niewidzenia- mruknęłam i wyszłam z zaplecza cukierni. Nie czekając na chłopaka wyszłam tylnym wyjściem.
   -Skarbie!- usłyszałam go za plecami. Przystanęłam i zaczekałam na niego. Jak tylko do mnie podbiegnął przytulił mnie. Zaczęłam płakać w jego ramię. '

   -Pamiętam- powiedziała zafascynowana dziewczyna.- Ta cukiernia była naszym wspólnym pomysłem- uśmiechnęła się na to wspomnienie.- Był tydzień kiedy rodzice powiedzieli, że nie mają czasu i zajmą się cukiernią nie wracając do domu. Dzwoniłam do nich, ale zawsze nie mieli czasu. Raz nawet mama powiedziała przez telefon, że ma bardzo ważne spotkanie- dodała.- Dwa dni później byłam ich odwiedzić, ale gdzieś wychodzili. Strasznie się spieszyli i nic nie chcieli mi powiedzieć. Wiesz może coś o tym?
   -Tak, doskonale pamiętam ten dzień- wypuściłam głośno powietrze z ust.

'   Znowu siedzę sama w domu i czekam na resztę mojej hołoty. Jak zwykle zaczęłam przyrządzać obiad. Kiedy był już gotowy wrócił Zayn z chłopakami.
   -Cześć skarbie- krzyknął Niall i przytulił mnie.
   -Hej- odpowiedziałam mu.
   -Siemka kochana- Liam cmoknął mnie w policzek.
   -Księżniczko wróciłem- w ślady Liam'a poszedł Tim, Hazz i Louis.
   -Cholera! Dziewczynę mi kradną!- krzyknął Mulat. Zaśmialiśmy się z miny mojego chłopaka.
   -Chodź tu mój jedyny- rozłożyłam ręce do przytulenia się z nim. Malik podszedł, przytulił mnie i namiętnie pocałował.
   -Nie przy nas!- krzyknęła reszta. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
   -Pójdę otworzyć- powiedział Niall.
   -Siadajcie do stołu, zaraz przyjdą dziewczyny- powiedziałam kiedy blondyn opuścił pomieszczenie.
   -Rebecka! Ktoś do ciebie- Horan wszedł do jadalni, a za nim...
   -Krisian? Aschley? Co wy tu robicie?- podeszłam do Zayn'a. Przy nim czuję się bezpieczniej.
   -Chcieliśmy dokończyć nasza rozmowę- odpowiedział czarnowłosy mężczyzna.
   -Skąd wiecie, że tu mieszkam?- nie zaprzestałam pytaniom.
   -Obiło nam się o uszy, że mieszkasz przecznicę od naszej cukierni. Popytaliśmy się i w końcu znaleźliśmy- odpowiedziała moja 'matka'.
   -N.n.nie teraz- wydukałam wtulając się w ciało chłopaka.
   -Ale Rebecko...- zaczęła.
   -Dziesięć minut- powiedziałam i złapałam Zayn'a za rękę. W czwórkę zajęliśmy salon.'

   -O mój boże- Izzy zaniemówiła.- A.ale dlaczego poroniłaś?- zapytała.
   -To przez rodziców.
  
'  -Nie, dajcie mi czas- powiedziałam stanowczo. Chodziłam w tę i z powrotem.
   -Córciu...- zaczął Kristian.
   -Nie mów na mnie córciu- warknęłam. Nagle poczułam ukłucie w brzuchu. Złapałam się za niego, ponieważ ból się zwiększał. Syknęłam.
   -Rebecka co się dzieje?- Zayn znalazł się przy mnie.
   -N.nie wiem- wyszeptałam.- Ała!- krzyknęłam i skuliłam się. Malik wziął mnie na ręce.
   -Dzwońcie po pogotowie!- krzyknął do chłopaków.'

   -Ja muszę z nimi porozmawiać- powiedziała twardo różowowłosa.- Jeszcze będzie dobrze- podeszła do mnie i przytuliła mnie. Odwzajemniłam jej uścisk. Coś czuje, że się dogadamy.
   -Brakowało mi bliskości drugiej osoby- uśmiechnęłam się do niej.
   -Musze już iść- powiedziała i podeszła do drzwi.- Szykuj się na jutrzejszą wizytę swojej 'hołoty'- nakreśliła w powietrzu cudzysłów i uśmiechnęła się. Już miała wychodzić, ale przystanęła na moje słowa.
   -Izzy, dziękuję- uśmiechnęłam się do niej szczerze.
   -Dla siostry wszystko- odpowiedziała i wyszła zostawiając mnie samą.
   -Dla rodziny wszystko- wyszeptałam i położyłam się na łóżku.

_________________________________________________________________

Udało mi się! :D
Udało mi się napisać rozdział przed nowym rokiem :) Szczerze jestem z niego bardzo zadowolona, chociaż dużo w nim wspomnień. Przyspieszyłam akcję, ponieważ pragnę powiadomić Was, że historia Black zbliża się końca c:
Trudno będzie mi się z nią rozstać, ponieważ jest to mój pierwszy blog Fanfiction, ale kiedyś musiało to nadejść.
Życzę Wam szczęśliwego nowego roku, spełnienia swoich noworocznych postanowień i oczywiście dużo cierpliwości dla mnie :) Przede wszystkim żebyście wytrzymali kiedy tak długo nie dodaję C:
Liczę, że Wam się podoba.
Kocham Was :*


niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 35: Zaraz mi przejdzie.

   #Rebecka
   -Co z nią?- zapytałam kiedy wszyscy przyszli do salonu.
   -Podłączyliśmy ją do kroplówki, straciła dużo krwi i jest osłabiona. Powinna dać radę- powiedziała Drug.
   -Zabierzmy ją do szpitala- powiedział Night.
   -Nie ma mowy- powiedziałam ostro.- Jeśli chodzi o postrzały nigdy nie jeździmy do szpitali. Mogą nas wtedy nakryć- uspokoiłam się trochę pod wpływem dotyku Zayn'a, który teraz mnie przytulał.
   -Rozumiem- Li kiwnął głową z uznaniem.
   -Jak mała?- zapytałam.
   -Śpi- odparła White. Ona, Young, Yeti i Redhear zostali, a reszta BE wróciła do kryjówki.
   Mimo pozorów lubię dzieci, ale nie wyobrażam sobie siebie w roli matki. Wstałam i poszłam do pokoju, w którym leżała Melanie. Tyle co wiem z opisu Rebel ma po niej oczy. Otwarłam po ciuchu drzwi i na palcach, ostrożnie podeszłam do łóżka. Tak słodko spała. Usiadłam obok niej i złapałam za małą rączkę, która przez sen zacisnęła się na moim palcu.
   -Będę cię strzec, nieważne co się stanie- szepnęłam i ucałowałam ją w czoło. Dziewczynka wypuściła głośniej powietrze i przekręciła się lekko.
   -Black- usłyszałam z progu. Zobaczyłam tam Zayn'a. Podszedł do mnie po cichu i stanął obok. Wyswobodziłam się z uścisku dziewczynki i stanęłam przy chłopaku. Moim chłopaku.
   -Polubiła cię- uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
   -Czy myślisz, że my... że kiedyś...- zaczęłam.
   -Ja nie myślę, ja to wiem- pocałował mnie w skroń.- Oczywiście jeśli tylko zechcesz- dodał widząc moje zmieszanie.
   -Chcę- powiedziałam patrząc mu w oczy pełne szczęścia.
   -Przepraszam, że zakłócam waszą romantyczną chwilę- usłyszeliśmy Death z progu.- Ale Rebel chce z tobą rozmawiać, Black- dokończyła i wyszła.
   Danger został z malutką, a ja udałam się do pokoju, w którym leżała przyjaciółka. Weszłam niepewnie rozglądając się po pokoju.
   -Cześć- usłyszałam cichy, zachrypnięty głos.
   -I jak się czujesz?- zapytałam zamykając za sobą drzwi.
   -Podjedź- powiedziała puszczając moje pytanie mimo uszu. Zrobiłam to o co poprosiła. Poklepała miejsce na skraju łóżka, na którym następnie usiadłam- Black, ja wiem, że dla mnie już nie ma ratunku- stwierdziła.
   -To nie prawda- zaprzeczyłam. Dziewczyna spojrzała na mnie wzrokiem pełnym bólu i złapała mnie zimną dłonią za rękę.
   -Niedługo umrę. Kuli nie da się wyciągnąć, to tylko kwestia czasu- szepnęła.- Proszę cię tylko o jedno...- kontynuowała. Do oczu zbierały mi się łzy.
   -O co?- ścisnęłam jej rękę.
   -Zaopiekuj się Mel- spojrzała na mnie z nadzieją.
   -Oczywiście- uśmiechnęłam się do niej.- Czy Melanie.. czy Tay... czy ona...- już kolejny raz dzisiaj nie mogłam się wysłowić.
   -Tak, Melanie jest córką Tay'a- odpowiedziała.- Nie była zrodzona z miłości między nim, a mną. Urodziła się w skutek gwałtu- wyjaśniła przygaszonym głosem.- Na mnie już czas- dodała.
   -Co? Nie! Rebel dasz radę. Proszę nie zamykaj oczu...- przytuliłam się do niej.- Nie zamykaj ich!- powiedziałam drżącym głosem.
   -Ty i Zayn będziecie wspaniałymi opiekunami dla Mel- szepnęła i zamknęła oczy. Zaczęłam płakać.
   -Nie! To nie może być prawda! Rebel... pr.r.roszę. p.p.rze.esta.ń.ń ud.daw.wać- załkałam. Cały czas tuliłam się do, martwego już ciała blondynki.

   #Półtora roku później#

   -Sto lat! Sto lat!- zaczęliśmy śpiewać przy stoliku. Dziś mała Melanie kończy trzy latka.
   Dzisiaj chodziła cała rozbrykana. Wiedziała, że będzie przyjęcie i dostanie mnóstwo prezentów. Teraz stoi na krzesełku i próbuje zdmuchnąć świeczki z tortu. Mimo jej młodego wieku przypomina mi Rebel.
   -Huraa!- krzyknęła zadowolona ze swojego sukcesu, którym były zgaszone świeczki.
   -A pomyślałaś życzenie?- zagadałam blondynkę.
   -Chce, żeby wujek Harry i ciocia Tasha już wrócili- powiedziała i uśmiechnęła się.
   Harry i Tasha są w podróży poślubnej. Tak, to prawda- są już małżeństwem. Ale najlepsze jest to, że Dolores i Louis biorą ślub za miesiąc, a Timothy i Samantha są pół roku po.
   -Mel, mamy coś dla ciebie- zaczął Liam podchodząc do niej z Lottie. Mała zaczęła skakać i wymachiwać rączkami śpiewając piosenkę, którą uczył ją Zayn.
   -Zaczęło się- westchnęłam z uśmiechem. Ma bardzo ładny głos. Lubię słuchać jak śpiewa, a szczególnie, gdy tworzy duet z moim chłopakiem. Kiedy Melanie rozpakowywała prezenty zadzwonił dzwonek do drzwi. Już chciałam wstać, ale Tim wyprzedził mnie i kazał spokojnie siedzieć.
   -Niespodzianka!- krzyknął kędzierzawy z blondynką wpadając do salonu.
   -Hajjy! Tasia!- zapiszczała Melanie i pobiegła w stronę dwójki nowożeńców.

***

   Zmęczona rzuciłam się na łóżko. Ten dzień był wyczerpujący. Jest trochę przed pierwszą w nocy, a Mel niedawno zasnęła. Dziś zdecydowanie największym wyzwaniem było jej uśpienie. Na początku zapowiadało się lekko, ale kiedy Mała powiedziała, że są jej urodziny i ona zadecyduje kiedy pójdzie spać, Niall'owi wymsknęło się, że już teoretycznie minęły rozpoczęło się piekło. Horan oczywiście dostał przez łeb od Sky. Na szczęście się udało.
   Poczułam jak obok mnie materac ugina się pod ciężarem czyjegoś ciała. Chwilę później ciepła dłoń zaczęła kręcić różne kształty na moim brzuchu, a wilgotne usta składać delikatne pocałunki na odsłoniętym ramieniu.
   -Zayn...- westchnęłam pod wpływem pieszczot.
   -Tak, kochanie?- wymamrotał między pocałunkami.
   -Jestem zmęczona- odwróciłam się w jego stronę, tak żeby zaprzestał swoich czynów. Napotkałam jego czekoladowe oczy i splotłam nasze dłonie. Ze zrozumieniem kiwnął głową i ucałował mnie w czoło.- Pamiętasz jak mówiłam ci, że kiedyś tańczyłam?- zapytałam.
   -Jak najbardziej- uśmiechnął się. Podniosłam się na łokciu i spojrzałam na niego.
   -I, że musiałam przestać przez kontuzję..?- ciągnęłam. Zayn już nieco zdezorientowany usiadł na przeciwko mnie po turecku, więc dla wygody zrobiłam to samo.
   -Do czego zmierzasz?- zapytał unosząc prawą brew do góry.
   -Znalazłam pracę- uśmiechnęłam się nieśmiało.
   -Jaką?- zapytał twardo.
   -Tutaj w okolicy jest szkoła typowa dla artystów. Będę uczyła tam tańca- wyjaśniłam czekając na jego reakcję. Poczułam jego silne ramiona oplatające moje ciało.
   -Jeny, tak się cieszę- wyściskał mnie. Moje mięśnie od razu się rozluźniły, a ręce opatuliły go w pasie.- Ale musisz mi coś obiecać- puścił mnie i spojrzał w oczy.
   -Co takiego?- lekko się przestraszyłam.
   -Poszukamy odpowiedniego chirurga. Potrzebna ci operacja na tą kontuzje i wtedy wszystko będzie dobrze- wyjaśnił.
   -Ale po co? Jest dobrze jak jest- wzruszyłam ramionami.
   -Po operacji będziesz całkowicie sprawna i nie trzeba będzie się martwić o pogorszenie stanu- potarł moją dłoń.
    -Obiecuję- westchnęłam. Mimo tego iż byliśmy zmęczeni naszła nas ochota na nie małe figle. 

* Miesiąc później *

    Muszę przyznać, że praca w tej szkole jest bardzo przyjemna. Moi podopieczni są bardzo zorganizowana grupą. Jak do tej pory wszyscy się ze sobą świetnie dogadują. Właśnie siedzę w naszej sali z lustrami i czekam na spóźnioną Elisabeth.
   -Już jestem- do pomieszczenia wpadła dziewczyna z rudą burzą loków na głowie.- Strasznie cię przepraszam, ale musiałam jeszcze odprowadzić młodszego brata do kolegi- wytłumaczyła się i zaczęła rozgrzewać.
   -Nie ma sprawy, mam dużo czasu- uśmiechnęłam się do niej. Chwilę później dziewczyna miała zaczynać swój układ, ale musiałam ją zatrzymać.
   -Przepraszam cię, muszę iść na chwilkę do łazienki. Poćwicz jeszcze, a ja zaraz wrócę- przeprosiłam ją i szybkim krokiem powędrowałam do toalety. Mieszało mnie w brzuchu i strasznie mdliło. Kucnęłam przed ubikacją i do muszli zwróciłam swój dzisiejszy lunch.
   Od kilku dni mam nudności i często wymiotuję. Muszę udać się do lekarza, ale sama, bo nie chcę nikogo zamartwiać.
   Po wypłukaniu ust i umycia rąk wróciłam do sali.
   -Już jestem, możesz zaczynać- uśmiechnęłam się i stanęłam pod ścianą uważnie przyglądając się ruchom dziewczyny.
   Po kilku minutach Beth wyłączyła muzykę i podeszła do mnie z niepewną miną.
   -Dziewczyno to było genialne!- pochwaliłam ją.- Uczeń przerósł mistrza- zaśmiałam się, a Ruda mi zawtórowała.
   -Zdałam?- zapytała niepewnie.
   -Ty się jeszcze pytasz?- uniosłam brew do góry.- Oczywiście, że tak. A teraz wybacz, ale czas już się zbierać.

   W domu jak zwykle byłam pierwsza. Chłopaki są w warsztacie, który założyli pół godziny drogi od naszego domu. Tasha uprzedzała, że idzie z Lottie i Samanthą do kawiarni, podobno znalazły pracę. Melanie jest w przedszkolu, a o 13 ma być w domu, więc ktoś już musiał po nią iść. Strzelam, że Dolores i Wasylisa. I tak oto ja, zatroskana przyjaciółka, dziewczyna i opiekunka wylądowałam przy garach.
   Kiedy krokiety ze szpinakiem były już prawie gotowe dostałam SMS'a od Zayn'a, że już wyjeżdżają z warsztatu i przy okazji zgarną dziewczyny. Czyli droga powrotna zajmie im dwa razy więcej czasu niż zwykle.
   Szybko nakryłam do stołu i poszłam wziąć szybki prysznic. Przebrałam się w czyste ciuchy, uczesałam w koka  na czubku głowy i zbiegłam na parter do jadalni. Na stole postawiłam dwa duże talerze; jeden z krokietami ze szpinakiem, a drugie były z mięsem. W wielkiej misie był czerwony barszcz, a w drugiej gulasz. Trzy miseczki z surówkami, różne przystawki, dzbanki z sokami i dodatkowe sztućce z serwetkami. Za dobrze mają ze mną.

***

   Po tym sytym obiedzie musiał oczywiście ktoś posprzątać. Na szczęście nie ja, tym razem padło na Niall'a, Harry'ego i Dolores. Reszta siedziała w salonie. Mel bawiła się na podłodze samochodami. To dziwne, ale sama sobie takie wybrała. Po chwili dołączył do niego Liam z Lottie i Sam.
   Poczułam ucisk w żołądku, więc przełknęłam głośno ślinę i złapałam się delikatnie za brzuch.
   -Wszystko dobrze, kochanie?- zapytał Zayn pocierając swoją ręką moje lewe udo.- Zrobiłaś się strasznie blada- stwierdził przyglądając mi się.
   -Tak, to tylko chwilowy skurcz żołądka. Zaraz mi przejdzie- uśmiechnęłam się delikatnie. Jednak pomimo moich zapewnień wcale nie czułam się lepiej. Dopadły mnie nudności.
   -Na pewno?- przykułam uwagę Tashy.
   -Wybaczcie na chwilę- powiedziałam i szybkim krokiem udałam się w stronę toalety. Gdy byłam na miejscu, zamknęłam za sobą drzwi na klucz i upadłam na kolana przed sedesem. Znów wymiotowałam. Kiedy skończyłam spuściłam wodę, wypłukałam usta i umyłam twarz.
   -Rebecka?- usłyszałam zza drzwi.
   -Już chwilka- wymamrotałam i otworzyłam drzwi. Stał tam Zayn.
   -Słyszałem jak wymiotowałaś- powiedział.
   -Musiałam się czymś zatruć- wzruszyłam ramionami i poszłam z nim w kierunku salonu.
   -Kilka dni temu?- wtrąciła się Drug.- Wszystko słyszałam- wyjaśniła. Usiadłam zrezygnowana na kanapie.
   -Mamuś? Cjo sie dzieje?- Melanie do mnie podeszła.
   -Sama nie wiem- moje usta wygięły się w grymas, który pewnie trudno rozszyfrować.
   -Czy ty i Zayn ostatnio...?- zapytała Lottie.
   -Lottie!- mój chłopak ją zbeształ.
   -Tak, ostatni raz chyba miesiąc temu- odpowiedziałam.
   -Rebecka jeszcze dziś idziemy do ginekologa- powiedziała Wasylisa.

______________________________________________________

Znów muszę Was przeprosić :( 
Nie dodawałam rozdziału prawie dwa miesiące ;/ Przepraszam, że bez obrazków.
Nie jestem w stanie określić kiedy będą dodawane rozdziały. 
Proszę tylko o cierpliwość :) 
Teraz pytanie decydujące do was: 
Czy Rebecka ma być w ciąży? 
Kocham Was :*

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 34: A kogo się spodziewałeś, świętego Mikołaja i jego elfa?

   #Rebecka

   -Jutro zobaczysz jak twój kochaś ginie. Przyciągniemy go siłą- powiedział i wyszedł.
   -Sukinsyn- mruknęłam.
   Tay był u mnie przed chwilą i powiedział, że mój chłopak mnie nie kocha, gdyż nie stawił się w fabryce. On się jeszcze nie skapnął, że ja i Rebel coś knujemy? Idiota.
   Kiedy upewniłam się, że jest już daleko, po coraz cichszych krokach sięgnęłam pod materac i wyciągnęłam stamtąd komórkę. Wysłałam do Zayn'a esemesa, w którym był adres miejsca gdzie się znajduję.
   Zgodnie z planem przebrałam się w kostium i wyposażyłam w broń, którą przyniosła mi Bel. Muszę przyznać, że jest on całkiem wygodny. Teraz wystarczy czekać aż przyjdzie do mnie blondynka i zaczynamy działać.
   Jak na zawołanie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła jasnowłosa.
   -Gotowa?- zapytała.
   -Gotowa- odpowiedziałam twardo. W tym czasie dostałam esemesa.
   -Reszta też jest gotowa- stwierdziłam czytając wiadomość.
     Dziewczyna zaczęła zdejmować niebieską koszulę i białe rurki, pod którymi miała kostium podobny do mojego. Związała włosy i tak jak ja ukryła je pod nakryciem dołączonego do ubrania. Podeszła do drzwi, otwarła je i krzyknęła: 'Pomóżcie mi!'. Dla efektu zatkałam jej usta pod koniec zdania i wciągnęłam z powrotem do pomieszczenia trzaskając drzwiami. Ostatni raz spojrzałyśmy na siebie i porozrzucałyśmy czarne oraz białe kulki. W kilku sekundach pokój został wypełniony szarym dymem. Po chwili wpadło do niego kilku osobników.
   -Co tu się dzie...- zaczął jeden z nich, ale nie mógł dokończyć, ponieważ Rebel wbiła mu nóż w sam środek klatki piersiowej. Ja zajęłam się drugim; podcięłam mu gardło, a kolejnemu rozwaliłam głowę rzucając w niego nożem. Bel szybko rozprawiła się z następnymi dwoma wbijając im kilka razy noże w brzuch.
   Kiedy dym opadł widok był okropny.
   Pod naszymi nogami leżały martwe ciała zmasakrowane na różne sposoby. Krew, trupy i
wnętrzności niektórych. Wszystko sprawiało atmosferę jak w jakiejś mrocznej sekcie o północy w
czasie pełni.
   Spojrzałam na Rebel. Zdecydowana, kiwnęła głową w kierunku wyjścia. Ruszyłam pierwsza. Naszym pierwszym celem było dojście do gabinetu tego idioty, Tay'a. Blondynka wspominała coś o swojej półtorarocznej córce, że musi ją zabrać ze sobą. Zgodziłam się, bo co miałam zrobić?
   Bądźmy szczerzy co do okazałej sytuacji; po półgodzinnej walce w piwnicy nabyłyśmy kilka zadrapań i siniaków. Gorzej było z naszymi przeciwnikami, którzy zadźgani, poduszeni, innymi słowy mówiąc- zmasakrowani leżeli na podłodze w kałużach krwi. Wydostałyśmy się z podziemi, ale nasza radość nie trwała długo. Byłyśmy otoczone.

#Danger


  Od pół godziny stoimy na zewnątrz tego... pałacu? Tak, pałacu, bo tak tylko można określić dom, który widzę teraz przed sobą. Jest on zbudowany i wyposażony w najnowocześniejsze sprzęty, ale nie to teraz jest najważniejsze. Nie padły jeszcze żadne strzały, które dałyby nam znać żeby wkroczyć do akcji.
    Minęło kilka minut aż stało się. Dwa strzały. Jak na komendę nasza drużynę zerwała się do akcji. Black Eyes też z nami jest. Kiedy wspomniałem im, że Black jest w tarapatach bez chwili zawahania zgodzili się. Najbardziej waleczna była Young, a tuż za nią Yeti.
   Ja, Louis i jakaś blondynka, chyba White atakujemy od frontu. Po wyważeniu drzwi 'moim oczom ukazała się trójka, może czwórka martwych ludzi leżących przy schodach prowadzących do, jak mniemam, piwnicy. Nad nimi stała...
   -Zayn!- krzyknęła i rzuciła się w moim kierunku. Przytuliłem ją mocno do siebie i namiętnie pocałowałem.- Tęskniłam- wysapała kiedy się oderwaliśmy.
   -Ja też, kocham cię- szepnąłem i trąciłem jej nos swoim.
   -Przypominam wam, że jesteśmy podczas meega poważnej akcji i nie czas na migdalenie się- usłyszeliśmy ironiczne wypowiedzenie White.
   W mgnieniu oka czarnowłosa, która przed chwilą się do mnie tuliła była teraz w ramionach blondynki.
   -Też się cieszę, że cię widzę. Pogadamy sobie później- westchnęła Nowli.
   -Już jestem- usłyszeliśmy zasapany głos. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy dziewczynę ubraną podobnie do mojej ukochanej, ale było coś co je różniło. Black nie miała na rękach płaczącego dziecka.

#Black

   Płacz małej Melanie był donośny. Musi się strasznie bać tych strzałów i rozpryskanej krwi. Biedactwo.
   Widziałam zdezorientowane twarze przyjaciół.
   -Ona, one są z nami- wystarczyło to powiedzieć, a ich grymasy się rozluźniły.
   -White zabierzesz dziecko w bezpieczne miejsce i zostaniesz tam z nim- był to raczej rozkaz, jak pytanie, ale dziewczyna nie przeciwstawiła się. Odebrała od Rebel dziewczynkę i wybiegła z budynku.
   -Ja i Rebel- wskazałam na jasnowłosą.- Zajmiemy się szefem. Zayn pójdziesz nas osłaniać, a reszta niech zabija wszystkich, których spotka. Oczywiście jeśli nie są z nami- wyjaśniłam i nie czekając na ich reakcję ruszyłam w kierunku biura Tay'a.
   Bez żadnych zahamowań wparowałyśmy do jego gabinetu. Siedział przy biurku i palił papierosa, który wypadł mu z ręki kiedy nas zobaczył.
   -Black?! Rebel?!- krzyknął zdziwiony.
   -A kogo się spodziewałeś, świętego Mikołaja i jego elfa? - mruknęłam celując w niego bronią.
   -Pożegnaj się z życiem skurwielu- dodała blondynka. Ten tylko uśmiechnął się chytrze i zaklaskał. Nagle ktoś odblokował broń i wycelował w Rebel. Jakiś typek z jego gangu.
   -Jeśli zastrzelisz mnie, on zabije twoją przyjaciółeczkę- zaśmiał się.
   -Nie tak prędko- niski głos i jego właściciel weszli do pomieszczenia. Oczy mi się zaświeciły. Zayn.
   -Przezorny zawsze ubezpieczony- skwitował blondyn i wymierzył swoją bronią w mojego chłopaka.- Jeśli nie odłożysz broni zginie i twój chłoptaś, i twoja przyjaciółka.
   Spojrzałam na Zayna, a później na Rebel. Uśmiechnęłam się widząc, że dziewczyna powoli wyciąga swoją broń. Szybko odwróciła się w stronę swojego napastnika, który wykazał się refleksem i strzelił. Dziewczyna złapała się za ramię i krzyknęła. Zayn odruchowo strzelił w gangstera, a ja w Tay'a.
 Krzyk.
Męski.
Krzyk.
Znowu męski.
Krzyk.
Tym razem kobiecy.
   Podbiegłam do krwawiącej Rebel.
   -Wszystko będzie dobrze. Zabierzemy cię do domu, opatrzymy- sapałam wstrząśnięta.- Zayn?- zaczęłam się rozglądać. Gdzie on jest?!- Zayn?!
   -Już, przepraszam- podbiegł do mnie.

  -Chodź, zabierzemy ją do domu- powiedziałam. Chłopak wziął ją na ręce i wyszedł z pokoju.  
   Wychodząc spojrzałam się za siebie. Tay i jego pomocnik leżeli martwi. Chciałam już zamknąć drzwi, ale usłyszałam majaczenie. To nie był pomocnik, to szef. Podeszłam do niego i kucnęłam przy nim. Spojrzał na mnie półżywym wzrokiem.
   -T.t.t.o je.eszcz.cze n.nie k.k.on.n.iec.c.- wydukał.
   -Dla mnie nie, ale twój już tak. Podzielisz los twojego brata- powiedziałam i wbiłam mu nuż prosto w serce.

______________________________________________________________

Już 34! :o
Mam nadzieję, że się podoba. Niedługo możecie oczekiwać 35 rozdziału, w którym też będzie się działo :)
Jak myślicie co się stanie z Rebel i Melanie?
Czy przyjaciele wrócą spokojnie do swojego poprzedniego życia?
Czytajcie i nie zostawiajcie mnie xD
Black T.